Nie będę mówił, jak dobrze znam teraz ten ból, kiedy piszę tutaj to, co musi być napisane. Bo są pewne rzeczy, które muszą być napisane. Obojętnie przez kogo. Kto to zrobi, nieważne.
Nie ma nic dziwniejszego i bardziej szalonego jak samo życie, a sztuka pisarska potrafi jedynie uchwycić jego odbicie w zmętniałym, matowym zwierciadle.
W pisaniu przeszkadza ogólne przymulenie, stan, gdy nic nie wychodzi, nic się nie dzieje, trudno wtedy się skupić. Bardzo pomagało mi natomiast czytanie poezji, to tak jakby ładowanie akumulatora, jeśli chodzi o język.
Wyciągam czyste kartki z podajnika drukarki, znajduję długopis i siadam z zamiarem… tworzenia. Czuję się jednak zupełnie pusty, zablokowany. Jakby ktoś zakręcił kran. Przez dwie godziny siedzę i zapisuję byle co, próbuję opisać minione dni, cokolwiek, byle tylko rozruszać zardzewiałą maszynę, jednak wszystko idzie na nic. Coś stoi mi na drodze. Nie usunąłem jeszcze jakiejś grudy ze swojego wnętrza.