Wilkołaki? No, w sumie, to oglądałam seriale czy filmy z jakąś ich reprezentacją, ale książek (poza “Do nadejścia ciemności” Ewy Wnuk) nie czytałam, tak że ten tytuł, w ramach booktour’u u Blogerki Anki, był dla mnie jakąś ciekawostką, wstępem do zapoznania się z tą nadprzyrodzoną rasą w większym na nich skupieniu – bo w “Zmierzchu” czy “Pamiętnikach wampirów” (film i serial) fabuła skupiona była głównie na wampirach. Tu role były odwrócone, ale…
Przede wszystkim “Wilcze instynkty. Król alfa.” to romantasy, według oznaczenia na LC, i to czuć z każdą stroną. Szczególnie pierwsza połowa, a nawet i trzy czwarte tej książki to istna burza emocjonalna, przyciąganie się dwójki głównych bohaterów, te ich tytułowe instynkty. ALE mam pewne zastrzeżenia. Tam nie było czuć chemii. Ja tego nie wychwyciłam. Amari i Liama nie łączyło nic, od początku się nie lubili, on może się miotał, dość wyraźnie, bo jego wilkołacze “ja” czuło to coś, ale ona nieznająca swojej tożsamości odpychała go, nie rozumiała tego przyciągania, nie chciała tego. Oni nawet się nie znali, nie doszło do takich momentów, które mogłyby ich do siebie zbliżyć, zero chemii totalnie, aż tu nagle… wiadomo jak to mogło się skończyć.
To, co sama uznałam za najciekawsze w opisie w gąszczu tych powtarzających się myśli w POV obydwojga ginęło. Było zaledwie wspomniane, to całe zagrożenie, które na nich czyhało, tożsamość Amari, background, naszyjnik, działanie świata; znikało tak szybko, jak się pojawiało i powróciło pod sam koniec, żeby tylko zostało rozwiązane i by mogło spełnić się przeznaczenie. Niby ważna sprawa, ale zostało spłycone w moim rozumieniu, bo zło zostało pokonane, Amari dowiedziała się wreszcie o sobie tego, co jej ojciec przed nią ukrywał, zakochani mogli żyć długo i szczęśliwie, ale nie było w tym głębi, jakiej bym oczekiwała. Za szybko i za łatwo poszło, mogłoby to być lepiej rozwinięte jako fantasy z wątkiem romantycznym, bo poczułam, jakby większość treści – to docieranie się – nie miało żadnego znaczenia, przekazu, choć autorka w epilogu podaje je na tacy. Do mnie nie trafiła ta forma, odebrała mi zaangażowanie. Tak że widzę w tej historii potencjał, ale mocno niewykorzystany, wierzę, że nie była spisana na kolanie, jednak coś tu nie zagrało.
Bohaterów nie potrafiłam polubić, a szkoda. Początkowo zamysł postaci Amari mnie zaciekawił. Ta jej zmiana, choć pojawiła się znienacka i dziwiła nawet ją samą, mogła dobrze podbić fabułę, jednak szybko spaliła na panewce pod wpływem podobno troskliwego, a raczej kontrolującego ją Liama. Nastawiona na rozwój, utwardzenie swoich czterech liter, osiągnięcia czegoś, na koniec staje się uległą nastolatką, która to jednak bez żadnego przeszkolenia, nauki staje się heroiną o wielkich mocach, poznawszy zaledwie namiastkę wiedzy na temat swojego pochodzenia i możliwości, i oddaje się w ręce kogoś, z kim przez większość czasu nie miała ochoty mieć nic do czynienia. Zastanawiające, że stało się to tuż po tym, jak został jej wybawcą. Liam – ani ojciec dziewczyny – nie był w stanie też wyjaśnić jej, czemu tak zależy mu na jej bezpieczeństwie, czemu akurat ona miałąby być zagrożona. Nie dziwiło mnie to, że tak bardzo nie chciała go słuchać i mu zaufać.
Brat Liama, przyjaciółki i ojciec Amari nieszczególnie byli rozwinięci, ich POVs nie wnosiły nic znaczącego dla fabuły, ot to, czego główne postaci nie mogły wiedzieć, a mogło być to wplecione w treść w narracji trzecioosobowej wszechwiedzącej. Tak zwane fillery, jak w tasiemcowych anime.
Bardzo podobał mi się koncept Greenworld i Arkany, aż żal, że nie działo się tam jeszcze więcej akcji i że tak mało się dowiedzieliśmy o tych światach. Było to jednak dobrze połączone z wątkiem tego przeznaczenia i mrocznych wrogów, nadało więcej magii całemu światu.
Dla osób, które bardzo skupiają się na jakości tekstu pod względem technicznym: mnóstwo powtórzeń – same myśli niezdecydowania i przyciągania bohaterów brzmiały, jak to samo jedynie przybrane w inne słowa, sporo “tańczących” metafor, bardzo podobnych zdań, czasem nawet strona po stronie. Miałam przez to wrażenie, że jestem jak chomik w kołowrotku. Do tego wyłapałam sporo błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, a nawet formatowania. Nie zagłębiałam się bardziej, nie powiem wam o błędach stylistycznych, składniowych, zwróciłam po prostu uwagę na to, co rzuciło mi się w oczy bez nadmiernego skupiania się na tym. Biorąc pod uwagę inne aspekty, które mnie rozczarowały – czytanie tej historii z dodatkiem tak wielu błędów mnie zmęczyło i nie potrafiłam czerpać z niego tyle radości, ile zwykle wyciągam z tego zajęcia.
Moja ocena to 2,5/5 - za potencjał, pomysł, magiczne światy i mimo wszystko piękny przekaz, jaki chciała dać nam autorka tą opowieścią.
Wilkołaki? No, w sumie, to oglądałam seriale czy filmy z jakąś ich reprezentacją, ale książek (poza “Do nadejścia ciemności” Ewy Wnuk) nie czytałam, tak że ten tytuł, w ramach booktour’u u Blogerki Anki, był dla mnie jakąś ciekawostką, wstępem do zapoznania się z tą nadprzyrodzoną rasą w większym na nich skupieniu – bo w “Zmierzchu” czy “Pamiętnikach wampirów” (film i...
więcej mniejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to